sobota, 27 sierpnia 2011

9 rzd

Martha leżała obok ukochanego i patrzyła na niego .
Chłopak pogładził jej włosy i powiedział najzwyklejsze ' kocham Cię ',
które dla niej było tak magiczne .
Dobra może była za młoda, ale to jej życie, jej szczęście .
Pogadali jeszcze trochę, pożegnali się i dziewczyna udała się do domu.
Było już późno, zaczynało się ściemniać, a w powietrzu czuć było wiosnę .
Wracała przez park, było cicho, i spokojnie .
Jakaś pani tylko spacerowała z psem .
Czuła sie jakby coś złego się miało wydarzyć...
Jakby zaraz przyszła ciemna chmura, śmiercionośna burza .
Usłyszała hałas i krzyk,a za chwile śmiech jakiejś dziewczyny .
Grupka troche starszych od niej dziewczyn wygłupiała się .
Zmierzała w stronę domu ;
- Cześć mamo to ja .
- Co tak późno !?
- Wpuść mnie pogadamy w domu ... yhhh - westchnęła i pchnęła brame .
Szła w tępie żółwia więc gdy wreszcie nacisnęła na klamke nieco sie przestraszyła słysząc ochrzaniającą ją matke .
- Martho Baker ! Gdzie ty sie włóczysz z tym chłopakiem ? O tej porze ? Wracałaś sama pewnie!
Dziewczyno jak ja sie o Ciebie bałam .
- Niepotrzebnie ? - zapytała oburzona .
- Właśnie sie dowiedziałam że ktoś bestialsko zamordował Anne McLaughty !
Jej ciało znalezione gdzieś na poboczu, ubrana była jak na lato ... Dziewczyno to jest dziwne
i nie masz sie co złościć że sie o Ciebie troszcze !
- O kurwa ja pierdole - usiadła na krześle z otwartą buzią przypominając sobie dziwny sen nie sen ...
- No tak tak kurwa ja pier... zaraz co ty powiedziałaś ? - kobieta miała opóźnioną reakcje na słownictwo córki .
- Mamo ... ide sie umyć... jestem zszokowana tym, musze to przemyśleć... Jezu... - wstała i pobiegła do łazienki .
Zamkneła sie w niej, zmyła tusz z rzęs i poszła pod prysznic .
Skuliła sie w kabinie ze łzami w oczach .
Wiedziała że to co jej sie niby śniło zimą to nie był sen tylko jakaś pierońska przysięga...
tylko przed kim... i kto to zrobił ...
Bała sie .
Tak bardzo sie tego bała . Nie ma się co dziwić ...
Przyjaciółka ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, spełnia sie jej marzenie,
obietnica snu który nie był snem ...
Takie skomplikowane i niezwykłe rzeczy w życiu zwykłej nastolatki ...
Która tylko chce być szczęśliwa ...
Coś jej to nie wychodzi .
- Ile ty możesz lać tą wode !? - usłyszała głos matki, który wyrwał ją z myślenia .
- J-już kończe... - zamknęła kurek z wodą, wytarła szybko kropelki wody które schły na jej ciele,
ubrała piżame i poszła się położyć do łóżka choć wcale nie chciała tego robić .
Miała się uczyć, ale powiedziała matce że ma gorączke i sie źle czuje .
- Dobra to idź sie połóż . Zrobie Ci herbaty .
- Nie chcę tylko spać... muszę spać ... - wybełkotała będąc już w pokoju .
Czuła sie że traci siły . Czuła sie tak źle ...
Bardziej to był psychiczny niż fizyczny problem .
Bardzo trudny problem ...

środa, 17 sierpnia 2011

8 rzd - czesc 3/3

A ten rozdzialik będzie bardzo hmm odważny,
może trochu niemoralny .
Chcę tu wpleść każdy rodzaj powieści ; horror, sf, obyczaj, love story no a jak to to i erotyka musi byc ... tak dla pikanterii i odmiany .
Nie chcecie czytac? Wasza strata . Chcecie? To dobrze .




Poczuła jak jego ręka dotyka jej talii .
Przeszedł ją taki dreszczyk jak nigdy .
Ten przyjemny dreszczyk podniecenia ...
Nigdy nie doznała czegoś takiego...
A niby nie obmacywał jej jakoś szczególnie pomimo tego że sie na razie rozkręcał...
Delikatnie wsadził jej ręke pod bluzkę ...
Dotykał jej nagiego ciała ...
Jego ręka szła w góre . Rozpiął jej stanik którego pozbył sie szybko tak jak i jej koszulki.
' ku*wa co ja robie ' - pomyslala ... ale zaraz stwierdzila ze nie ma nic do stracenia...
ze jest dla niej najwazniejszy... i ze te dziwne sny nie wrozyly nic dobrego... wiec teraz chociaz spedza milo i beztrosko czas ...
Powinna przez to czuc sie bardziej dorosla, a czuła sie jak dziecko ...
Robiłac coś czego według większości nie powinna, nie licząc sie z konsekwencjami tego co robi, jakby znow miala 5 lat ... nie liczyla sie dla niej przerazajaca przyszlosc,
lecz terazniejszosc ... Nic i nikt nie mogl tego zniszczyc i odebrac jej prawa do robienia co chce . ' moje zycie moja sprawa ' pomyslala kiedy juz lezala na nim - obydwoje bez ubran .
Nerwowo polykala powietrze, serce walilo jej jak dzwon, dusza i cialo w tym momencie w 100% stanowily jednosc i byly niby osobno...
Myslala o tym co sie dzieje, ale przyjemnosc jaka jej to dawała była większa i ważniejsza...
Potrzeba ludzka i tyle ... Nie przeszkodził jej krótki, zaś mocny ból, bo po chwili i tak wiła sie na łóżku jak węgorz i krzyczała głośno, czuła sie jakby miał skończyć sie świat .
Nachodziły ją fale dreszczu i gorąca...
Stwierdziła, że seks to wykańczająca sprawa...
Potem juz nie myslala wogole... oddychała i usiłowała wprawić swoją pikawke w normalny rytm . Odwróciła sie na bok i spojrzała na Jacka, ten uśmiechnął sie do niej .
- Jesteś wspaniała we wszystkim co robisz... szczególnie w łóżku, ale zastanawiam się... czemu... Czemu to zrobiłaś? Nie mówię że mam coś przeciwko . Jestem za .
- Bo widzisz w życiu ważne są tylko chwile i uznałam to za odpowiedni moment ...
- Dziękuje ... dziękuje . - patrzył tym wzrokiem jakim patrzył kiedy pierwszy raz z nią rozmawiał tak " poważniej " . Pragnął, szanował i podziwiał, chciał dla siebie, ale tak bardzo... bardzo ... kochał . No właśnie kochał ją spojrzeniem, każdym gestem i słowem .
Ona tego chciała... to nie było zwykłe szczeniackie uczucie tylko coś silnego, mocnego i trwałego... coś na śmierć i życie .
To nadnaturalne uczucie ... Siła zaklęta w porozumieniu dwóch dusz .
I błogosławieństwem jest to, że ich to spotkało...

wtorek, 16 sierpnia 2011

8 rzd - czesc 2/3

Marth rozglądała sie po nowocześnie urządzonym mieszkaniu .
- Kawy, herbatki? - zapytał chłopak z kuchni połączonej z jasnym salonem .
- Zrób co chcesz . Zobaczymy czy trafisz w mój gust .
- Hahaha nie rób mi takich trudnych zadań . - zaśmiał sie i wyciągnął słoik z kawą .
- Ej Jack a tak wogóle gdzie śpisz? Masz swój pokój? - zapytała zastanwiając sie jak ma go urządzonego
- Z salonu jest korytarzyk , 3 drzwi - toaleta, sypialnia rozdziców i mój pokój . Pierwsze drzwi z lewej prowadzą do mojego burdelu yy ... znaczy w sensie bałaganu .
- Dobra nie wnikam kochanie co prowadzisz u siebie w domu .
- Bardzo śmieszne !
Dziewczyna Jacka krzyknęła ' to ja sie włamuje do twego burdelu '
i otworzyła szybko drzwi .
Jej oczom ukazał sie duży pokój , pomalowany na ciemny fiolet,prawie czarny a jedna ściana wyglądała jak gotycki mur ... to była bardzo realistyczna tapeta .
Cały jego pokój był w takim klimacie .
Ciemne meble, czarne zasłony ... a na stoliczku obok jego łóżka ich zdjęcie oprawione w prześlicznie zdobioną drewnianą ramke utrzymaną w tym klimacie .
Dopiero potem zwróciła uwage, że ściana na której są drzwi jest cała pokryta plakatami rockowych i metalowych zespołów . I jeden mały rysuneczek również w podobnej rameczce wiszący nad drzwiami . Rysuneczek który zrobiła dla niego .
Zakochana para w objęciach . Świetnie sie prezentował w tym klimacie .
Z tego wielkiego zachwytu wyrwał ją mieszkaniec tego pokoju .
- Martha masz kawe ... trafiłem?
- Tak . Tak ... masz piękny pokój ... jest... jest taki jaki sama bym swój urządziła .
Taki piękny . Klimatyczny ... Kto go urządzał?
- Ja... wiesz pół roku temu stwierdziłem, że mam dość nowoczesności i światła i że pora na odmianę .
- Rozumiem ... fantastyczny masz gust . Nie spodziewałam się tego po tobie .
Tu jest pięknie .
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz...
- Domyślam się . I mam nadzieje na to,że poznam Cie krok po kroku .
Siedzieli w tym pokoju i rozmawiali o meblach, o ludziach, o filmach...
Nie jak chłopak z dziewczyną,ale przyjaciel z przyjaciółką .
Bez ogródek, stresu czy czegokolwiek innego .
Tak zwyczajnie na luzie, a mimo to była między nimi ta magia, ta miłość .
Minęło półtorej godziny, jak minuty dwie...
Nagle zapadła niezręczna, aczkolwiek urocza cisza ...
Westchnęła głośno i spojrzała w sufit ...
Zastanawiała się nad przyszłością ...
Ciężką prawdopodobnie ...
Jednak teraz dla niej liczył sie tylko jej chłopak .
Popatrzyła na Niego .
Miał wzrok wbity w podłogę ...
Nie wiele myśląć wstała, podeszła do Niego i usiadła mu na kolanach .
Popatrzył na nią jak na świętość ... Miał takie kurrrwikki w oczach . ( aut. jak ja cos napisze...)
Uśmiechnęła sie, objęła jego szyję i go pocałowała .
Było inaczej niż wtedy, pierwszy raz w zimie...
Było naturalnie, kameralnie...
Mogli iść na całość ...

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

8 rzd - czesc 1

No i znowu skończyła lekcje równo ze swoim ee no właśnie ?
Z chłopakiem? Kochankiem? Przyjacielem?
Dlategóż najlepszym określeniem było mianowanie go swym ukochanym .
I znowu spacerowali ... i rozmawiali . Wymieniali nieśmiałe pocałunki .
I tak do wiosny... Nic szczególnego się nie działo poza tym, że w pierwszy cieplejszy dzień,
a była to sobota Jack zabrał dziewczynę na spacer .
Jeszcze zeszłoroczna trawa przebijała spod topniejącego śniegu.
Zaczął sie marzec .
Martha kochała wiosne ... Czuła przypływ energii z każdym powiewem wiatru .
- Wiesz że dalej nie jesteśmy oficjalnie parą?
- Ale wszyscy tak mówią ...
- No właśnie ... trzeba coś z tym zrobić ...
- To znaczy? - spojrzała na niego takim wzrokiem jakim patrzyła zanim się pierwszy raz całowali wśród śniegu, kiedy czuła ciepło jego duszy i ono zabiło mroźną temperature...
Na chwile... piękną chwile .
- To znaczy że no ten... ten tego no ... zostaniesz tą... moją dziewczyną?
Zachichotała - skarbie oczywiście, że tak ! Czemu miales z tym taki problem?
- Bo mi sie wydaje, ze ty nie lubisz oficjalnych zwiazkow .
- Nie lubie ale tylko na facebooku .
Tym go na tyle rozbawila, ze caly stres opuscil go .
Wzial ja za reke i prowadzil przez sliczna uliczke .
Taka ladna zabytkowa, ale pusta .
Spokojna i cicha .
- Zimno mi - stwierdziła .
- Może wpadniesz na coś ciepłego do mnie?
- Wiesz co... to całkiem przyjazna propozycja .
- Akurat mieszkam niedaleko .
Szli może z 10 minut gdy weszli do ładnego nowoczesnego budynku,
jej chłopak wyjął klucze, i otworzył drzwi .
- Zapraszam i sorry za bałagan .
- Jestem jedną z tych dziewczyn, które naprawde nie zwracają uwagi na takie rzeczy .
- To dobrze - powiedział i ucałował ją w czoło .
Sielanka, sielanka... Ciekawe jak długo będzie trwała ?

niedziela, 14 sierpnia 2011

7 rzd

Po dlugiej przerwie wreszcie jest wyczekiwany 7 rozdział !
Specjalnie dla Juli K. i Zuzy O. :)




- Czemu płaczesz? - spojrzał na nią nieco zdziwiony ukochany .
- Ludzie płaczą z powodu smutku, z radości i ze śmiechu .
Moje łzy to łzy szczęścia .
- Aha ... bo?
- Bo spełniło się moje najskrytsze marzenie .- ten po tych słowach już nie odezwał sie,
ale przytulił ją mocno i uśmiechnął sie do niej .
Jeszcze tego samego wieczoru Martha siedziała przy kompie i zasnęła słuchając jakiejś smętnej piosenki .
Spała na siedząco i śniło jej sie coś dziwnego .
Drewniane drzwi, ceglana ściana, bardzo stara i zniszczona a na niej świerze ślady krwi...
Szła długim korytarzem widząc coraz bardziej upaprane krwią ściany .
Nie mogła sie odezwać ani stanąć .
Serce waliło jej jak młot .
Wiedziała że nie może dojść do końca teraz, że kiedyś tam powróci .
To było takie realistyczne .
Zapach świerzej ludzkiej krwi i starej piwnicy, stęchlizny mieszał sie z uczuciami.
Była tak przerażona, że trzęsła sie cała jak galaretka .
Na szczęście ze snu wybudziła ją matka ;
- Czemu śpisz przed komputerem!? I czemu sie tak trzęsiesz!?
- A nic... koszmar miałam ... koszmar .
- No dobra wyłącz ten komputer .
- Ok .
- A tak wogóle to co Ci sie śniło?
- Nie pamiętam ... nie pamiętam ale to było straszne ... Boje sie tego ... - miała w pamięci dziure ale wiedziała że tam jeszcze wróci ... i że to nie będzie nic dobrego .
Położyła się do łożka i natychmiast zasnęła .
Nie wróciła do strasznego miejsca ... Na razie...
Spała jak kamień .
Następny dzień to tylko drobna rzecz wśród wielu .
Chociaż o tyle wyjątkowy, że Jack już nie był obiektem jej westchnień, ale kimś kogo ma przy sobie na wyciągnięcie ręki .
Wstała wcześnie by zdążyć na autobus, żeby jak najwięcej czasu spędzić z ukochanym .
Gdy weszła do szkoły ten już siedział z Chrisem .
- Patrz twoja dziewczyna idzie ! - krzyknął kolega Jacka tak że jeszcze zespana dziewczyna nieco sie przestraszyła, ale zaraz oprzytomniała i dodała :
- Jeszcze nie dziewczyna .
- UUu czyli złamiesz serduszko mojemu kumplowi?
- Zaraz to ja Ci piszczel złamie - rzuciła nieco zła, uśmiechając sie do swojego
" chłopaka - nie chłopaka " .
Ten natychmiast podszedł do niej i pocałował ją namiętnie na oczach złośliwego przyjaciela .
Jego mina wyraźnie mówiła, że jest tak bardzo zazdrosny...i że chciałby być na miejscu Jacka.
Niekoniecznie to było fajne dla Marthy .
Czuła nadciągające kłopoty i spełnienie czegoś... tylko szkoda, że nie marzeń .

środa, 6 lipca 2011

6 rzd

Wyszła ze szkoły .
Stał z Chrisem i resztą tej gromady pajaców .
- Idzie, idzie, idzie ... - ciche słowo powtarzane jak echo przez nich wszystkich .
Jack podszedł do niej
- Chodź bo ta banda debilów to banda kretynów...
- Hahahahaa co - dziewczyna dostała głupawki .
- Znaczy to są kretyni i tyle .
- Hahaha aha ok . - popatrzyla na Niego .
Szli przez chwilę w milczeni .
- Chris powiedz mi czemu to robisz ? - zapytała już nie roześmiana ale dziwnie przejęta.
- Przyśniłaś mi się... i wstałem rano... spojrzałem na twoje zdjęcie .
Miałem je w telefonie dla fazy . Szczerze ? Śmiałem sie z Ciebie .
Wydawałaś sie na nim gruba i brzydka ... Ale te twoje oczy ...
Ich głębia, patrzysz wściekła . Pamiętam że zwyzywałaś mnie od najgorszych a Kate rzuciła we mnie butelką z oranżadą ... Ej to bolało .
- Ha dobrze Ci tak . Ale chyba Ci przerwałam .
- No i dokańczając ... Jesteś piękna, kochana... Zawsze mnie pociągałaś,
bałem sie reakcji kumpli i tak jakos mnie oniesmielalas po prostu ...
- Wiesz co Ci powiem? Jesteś słodki . Wrażliwy, mądry, nieśmiały i śmiały zarazem.
Zaskakujesz mnie ... - powiedziała mu .
Stali naprzeciwko siebie i patrzyli sobie w oczy ...
Ich twarze zbliżały się do siebie w tempie zółwia ...
Poczuła na sobie jego oddech w mroźny dzień .
Wreszcie ich usta się spotkały, ich ciała stanowiły jedność ,
śnieg padał a oni trwali w pocałunku przytuleni .
Dziewczyna była szczęśliwa, ale gdzieś w niej było to przeczucie, że
sen mógł nie być snem i że dzieje sie coś baardzo dziwnego .
Gdy zaprzestali tej namiętnej euforii z ust Marth padło pytanie
- Kim dla Ciebie jestem ?
- Kimś wyjątkowym. Ja cie chyba kocham ...
Po tych słowach z policzków dziewczyny spłynęły łzy szczęścia...
Bo spełniło się marzenie, osiągneła cel ... Miłość dostała za nadzieję .

5 rzd

- Oooo maaajjj gaaszzz ! Martha jak on sie na Ciebie patrzył - powiedziała Kate .
Ona była typem idiotki o dobrym sercu . Była szczera .
Miała swoją wizje świata, była słodką i kochaną idiotką .
Nie można jej było nie lubić za tą życzliwość co sprowadzała na plan dalszy to jak bardzo czasem były żałosne jej pseudointeligentne wypowiedzi .
- Wydaje Ci sie . - powiedziała i usiadła z uśmiechem .
- Nie wydaje jej sie ! - dopowiedziała zaraz druga kumpela .
Marth stwierdziła że może coś w tym jest ... Czuła się dziwnie...
Zupełnie nie pomyślała że to może być wpływ dziwnego snu, który miał być jawą .
Pierwsze 3 lekcje minęły spokojnie .
Dopiero na przerwie po 3 Jack poszedł do Marthy .
- Podobno chciałaś porozmawiać .
- Ja? - zapytała była troche przy*ebana .
- No tak ty, a kto ? Świety Mikołaj .
- No chyba .
- No mów ! - powiedział i popatrzył sie na nią zły .
Podeszła bliżej niego i szepnęła mu do ucha po pierwsze nie mam pojęcia o co tu chodzi,
po drugie jak będziesz na mnie krzyczeć będę zmuszona złagodzić Cię pocałunkiem .
- Spoko . Tym bardziej będę krzyczeć . - powiedział z szelmowskim uśmiechem .
Pocałowała go wtedy w policzek ukradkiem .
Stał oszołomiony .
- No co? Mówiłam że tak zrobię .
- Hahaha inna laska by tego nie zrobiła . A ty akurat tak . Czemu ?
- Bo ja nie jestem każda inna . Mam swój świat, swoje zasady .
Akurat obok nich przechodziła kretyńsko ubrana Pattie .
Czarne, grube legginsy, do tego niebieskie trampki,
krótkie dżinsowe potargane spodenki, kolorowa bluzka i na to dżinsowa kamizelka
- Hahahaha ma sie stajla - powiedziała i prawie upadła ze śmiechu .
- Ona sie ubiera gorzej od Ciebie .
- Uznam to za komplement . - w tym momencie Patt schyliła się i było widać jej wszystkie żebra oraz brak biustu .
- Cycki też ma mniejsze . - stwierdziła Martha .
- Możliwe . - odpowiedział chłopak ... Kończysz lekcje wtedy co ja?
- Tak, 14.40 .
- Wracasz do domu autobusem ?
- Chyba ide na nogach...
- To Cię odprowadzę . Mamy do pogadania . -rzekł, odwrócił się na pięcie i odszedł odwracając sie i uśmiechając sie .
Była jakby uskrzydlona . Pocałowała go, a on wyraźnie sie z tego cieszył,
choć go to zaskoczyło .
Miłość tak trudna, nagle staje sie prosta .
Tak smieszne jest to, że to co nieraz zabija może uskrzydlić .